niedziela, 3 marca 2013

Boże dodaj mi sił...



      Nasze pociechy. Te młode i te starsze. Mówiąc starsze mam na myśli nastoletnia młodzież. Niesamowite ile radości może przynieść Twoje nastoletnie dziecko i jednocześnie doprowadzić Cie na skraj wyczerpania nerwowego.

      Nasi znajomi, którzy w wychowaniu dzieci kilka lat do przodu opowiadali nam historie o swoich dzieciach, córkach i synach: 
- Nie chce się w ogóle uczyć
- Nie chce żadnej pomocy
- Mój syn ma już prawie 16-cie lat i prawie się do nas nie odzywa
- Wszystko wie najlepiej
- „Jesteście do bani!”
- „To po co mnie rodziłaś?”
- „Sam se poradzę!”
- „Nie wtrącajcie się!”
Opowiadali o swoich dzieciach nawet w miarę spokojnie bez jakiejś złości czy nienawiści. Czasami nawet się uśmiechali tak trochę z pobłażaniem.
- Ale maja z nimi jazdę – myślałem słuchając tego wszystkiego. - Dobrze, ze moje dzieci jakieś takie spokojniejsze. Byłem nawet z nich dumny.

      
      Nadszedł ten dzień. Mój najstarszy syn skończył 6-sta klasę podstawówki. Świadectwo całkiem dobre. Gimnazjum wybrane, papiery złożone. Część klasy tez będzie tam chodzić wiec spokój totalny. W zasadzie będzie tak samo tylko w innym miejscu. Nawet bliżej domu. Zaczął się rok szkolny i nie wiadomo kiedy świeżo upieczony gimnazjalista pokazał pazurki. Już nie jesteśmy fajnymi rodzicami. Nieważne, ze staramy się by milo wspominali dzieciństwo – Fajne wakacje, ferie, wyjścia do restauracji, wspólne oglądanie filmów. Nie. „U nas w domu jest kiepsko. Arek to ma fajnie bo…” i tu wyliczanka. „Jego rodzice super nie to co wy”, „Mama Marka robi fajne obiady, takie smaczne, ze wszystko chce się zjeść”. Po takich tekstach tylko strzelić sobie w głowę bo krytyka totalna. Długie rozmowy z żona co robimy źle? Co się dzieje? Taka nagła zmiana? Zaczęło się szperanie w sieci głównie hasło „bunt nastolatka” i przyznam, ze uspokoiliśmy się trochę. Jeszcze większa pociecha były rozmowy kolegów z najstarszym synem. Dosyć często zdarza się, ze nocują u nas w domu, żeby się mogli dłużej razem bawić czy robić coś wspólnie. Ich teksty podsłuchane niechcący „Twój tata jest super bo mój to…” czy wręcz bezpośrednio do nas „Pani obiady to poezja smaku” (kolega syna z I-wszej gimnazjum) napełniły nasze dusze optymizmem. Doszliśmy do wniosku, ze po prostu tak już musi być.    
      Dokładnie pamiętam, kiedy najstarszy syn przesadzał, moim zdaniem, i szykowałem się by go doprowadzić do porządku. –Daj mu spokój skarbie. On taki jest. – ten tekst żony nie za bardzo mi odpowiadał. Co to znaczy „On taki jest”? Niestety moje próby „wychowania” przynosiły mizerny skutek. Żadne kary, szlabany. Koniec był zawsze taki sam -Ale jesteś beznadziejny (bądź głupi, w zależności od humoru). Okazało się w końcu, ze intuicja żony jest niezastąpiona. Nie pierwszy i nie ostatni raz zresztą. Pozostało odpuścić. Do pewnych granic oczywiście. 
      Nie wkurzam się już (w środku czasem tak) jak widzę bajzel w pokoju syna. Widocznie tak chce. Nie cisnę z lekcjami tak bardzo. W sumie jak ja byłem w siódmej klasie to rodzice nie szperali mi tak po teczce i zeszytach. Nie przyjmuje tak bardzo do siebie gdy słyszę jakim to złym ojcem jestem. Mija chwila, może jakieś przemyślenia u syna i za chwile słyszę – Tato zobacz,… i tu jest nawiązanie kontaktu, bardzo miłego. Temat nieważny. Ważne , ze rozmawiamy i jest fajnie. 
      Podobno około 17-go roku życia ten stan trochę mija. Mam wiec cztery lata takiej huśtawki. Wszystko to spowodowało u mnie jedna rzecz. Zacząłem zastanawiać się nad sobą. Tym teraźniejszym i tym wcześniejszym. Czy ja byłem inny? Czy mnie rodzice nie wkurzali? Czy nie chciałem siedzieć sam w pokoju? Czy nie chciałem żeby dali mi spokój bo sam dam rade? Tak sobie myślę i wychodzi mi, ze właśnie taki byłem. Więc może tak musi być? Taki jest ten świat i natura a natury nie da się oszukać jak mawiali w „Seksmisji”. 
      Efekt jest taki, że teraz sam opowiadam innym o moim nastoletnim synu i naszych relacjach. Mowie to z uśmiechem i pełną akceptacją. Nie wszyscy mnie rozumieją, szczególnie ci, którzy nie mają dzieci lub mają młodsze. Ale ja rozumiem, że mogą nie rozumieć.

3 komentarze:

  1. Współczuję serdecznie. Wszyscy musimy przez to przejść. Tak dorastające dzieci, jak i rodzice, My jednak mamy nad nimi tę przewagę, że już wcześniej byliśmy młodzi, a dodatkowo wiemy, że jest to stan przejściowy. Ważne, aby przejść przez ten czas możliwie bez strat Nie wolno się obrażać i broń Boże dopuścić do zerwania dobrych przecież jak dotąd relacji..
    Życzę więc duzo cierpliwości potrzebnej do znoszenia nowych okoliczności i do nauki cierpliwości właśnie .
    Jako były nauczyciel i ojciec sporo o tym pisałem w tatulowych opowieściach. Zapraszam
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko w życiu ma swój czas. Takie zachowania również. Choć jak to wspominają moi rodzice 'kiedyś było nie do pomyślenia nazwania ojca niedostatecznie dobrym albo głupim' a teraz.. Chyba trzeba to przeczekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Nie do pomyślenia były nieparlamentarne odzywki do starszych osób. Z drugiej strony może to i dobrze ze dzieci mówią to co myślą. Znajoma mówi "Może i nie mówiłam do taty <> jak mnie wkurzał ale dokładnie tak o nim myślałam. I czekałam tylko kiedy będę mogla wynieść się z domu". Jest chyba trochę w tym prawdy. Chlupcy "spuszcza z balona", za chwile sa bardzo mili. A już cieszy jak mówią "Wakacje? Tylko z wami". Pewnie kiedyś wyfruną lecz jak dotąd w domu im dobrze. Kaidy ma swój czas. W końcu to tylko dzieci.
      P.S. Dzięki za odpowiedz :-)

      Usuń