środa, 20 marca 2013

W imię czego...?

Widok na Tatry z Gubałówki
      Uwielbiam góry. Są piękne o każdej porze roku. Tyle razy byliśmy tam z rodziną i za każdym razem chętnie wracamy. Piękne widoki, powietrze, szum wody. Świetny kontakt z przyrodą bardzo wewnętrznie mnie uspokaja. I pewnie wielu innych także.
      Tatry to najwyższe góry jakie mamy. Nie należą do najwyższych na świecie jednak nie ma chyba roku by ktoś nie zginął. A to lawina, a to ktoś odpadł od ściany. Tatry potrafią być groźne. 

Tatry
      A co dopiero Himalaje. Długie na ponad 2500km (prawie jak z Polski do Hiszpanii), szerokie na ponad 250km (1/3 Polski) i sięgające prawie 9km (4 razy wyższe od Tatr) licząc od poziomu morza oczywiście. Przy wysokości względnej to nieco ponad 4km w linii prostej. Gdyby Ziemie zmniejszyć do wielkości piłki tenisowej byłyby jedyna rzeczą, którą wyczulibyśmy opuszkami palców. Tam widoki muszą być piękne. Wiele bym dał by móc pojechać w te góry i rozkoszować się ich widokiem. To dopiero musi być potęga przyrody.

Himalaje z kosmosu
      Jednak przyznam się, ze słysząc o śmierci dwóch polskich himalaistów podczas wyprawy na Broad Peak zastanawiam się nad całym sensem takich wyczynów. Rozumiem tych co chcą być na danym szczycie jako pierwsi. To jeszcze do mnie przemawia. Lecz wszyscy następni to tylko powtórka. Żeby dodać sobie splendoru i chwały wymyślają rożne kombinacje: pierwsze wejście zimą, pierwsze wejście trasą wschodnią, zachodnią, północna-wschodnią, południowo-zachodnią, pierwsze powtórne wejście itd. Co by nie wymyślili będą już tylko powtarzać wyczyn tego pierwszego. Tak jak z kobieta. Pierwszy jest tylko jeden. Każdy następny może powiedzieć "pierwszy w kinie", "pierwszy w lesie", "pierwszy dwa razy pod rząd"... cokolwiek nie wymyśli i tak już jest kolejnym.
      Poza tym jak mówią "zdobyliśmy szczyt" to rozumiem, że od początku do końca jest to ICH zasługą. Tymczasem większość roboty odwalają za nich Szerpowie, którzy niosą prawie cały ekwipunek pod sam szczyt a zdobywcy idą ostatnie kilkaset metrów. Szerpom to oczywiście odpowiada bo z tego żyją i takie podejścia na 7500m to dla nich codzienność. Na sam Mount Everest w ostatniej dekadzie XXw. weszło prawie tysiąc osób. Nie mówię o tych co próbowali. Biznes się kręci.

Himalaje
      Zwolennicy himalaizmu i wspinaczek w ogóle powiedzą, ze to ich pasja, życie. Rozumiem. Niech będą teraz na tyle odważni i użyją tych argumentów w stosunku do żon i dzieci tych co zginęli. Czy ta pasja była tego warta. Czy rodziny zaginionych podzielają teraz tę pasję i są z niej dumni? Nie wiem.
      Wielu ma swoja hobby, czymś żyje. Nie rozumiem co może być podniecającego w ocieraniu się o śmierć. Dla mnie jest to totalny brak odpowiedzialności i egoizm. Rodzina nie istnieje, liczę się tylko ja. 
      Tak na marginesie francuski człowiek-pająk Alain Robert, który wspina się po wieżowcach w rożnych krajach jest z reguły aresztowany zaraz po wejściu lub wręcz w trakcie wspinaczki. Podawane powody są rożne lecz chodzi głownie o stwarzanie ryzyka. Z drugiej strony ludzi, którzy wspinają się na 8500m przy -45C, po ciemku i wietrze wiejącym ponad 100km/h określa się mianem bohaterów.

Himalaje
      Uwielbiam góry, nie rozumiem bezsensownych śmierci.


P.S. Poniżej górski szlak wycieczkowy - Chiny








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz