Kolejny przekręt, kolejna afera. Setki milionów złotych
zniknęło. Tysiące ludzi oszukanych, pieniądze przyjęte i nieoddanie. Dramat
wielu osób.
Amber Gold, piramida finansowa kolejna w naszym kraju, naszej
Zielonej Wyspie. Młody, rzutki biznesmen z Gdańska zakłada firmę, która zajmuje
się wszystkim. Skupuje złoto, oferuje lokaty na bardzo wysoki procent. I co ważne
w początkowym okresie wypłaca dywidendy wiec jego wiarygodność rośnie w
błyskawicznym tempie. Rozwija się bardzo szybko. Uruchamia nawet linie
lotnicze, które oferują mega niskie ceny. Wychodzi na to, ze taniej jest
polecieć do innego miasta niż jechać koleją czy samochodem. Cudowny sen, który
się spełnia. Młody biznesmen ma samoloty, które na reklamach ciągną politycy
jednej opcji.
Zaplecze wydaje się być bardzo mocne, nic nie może się wydarzyć. No,
bo jak się może coś przydarzyć firmie, w której pracuje syn premiera. Najlepsza
polisa ubezpieczeniowa. Tak dobra, ze można przez pierwsze miesiące
działalności nawet nie mieć księgowości. Tak dobra, ze nie trzeba składać do Urzędu
Skarbowego sprawozdań, nie trzeba płacić podatków, bo… US i tak się nie upominał.
I po co?
Z ustaleń RMF FM wynika, że kontrola resortu finansów w I Urzędzie
Skarbowym w Gdańsku wykazała poważne uchybienia w związku ze sprawą
Amber Gold. Spółka nie została umieszczona w systemie komputerowym, którego używają urzędy skarbowe w całym kraju. W praktyce, Marcin P. prowadził swoją działalność jak w raju podatkowym i nie musiał składać żadnych deklaracji.
Choć zgodnie z obowiązującym prawem po przeniesieniu przez Marcina P. dokumentów Amber Gold do I Urzędu Skarbowego w Gdańsku w listopadzie 2009 roku, powinien on zostać zarejestrowany w systemie najpóźniej do marca 2010, przez 16 miesięcy jego działalność nie figurowała w systemie komputerowym urzędu skarbowego.
W wyniku kontroli ustalono też, że firma Amber Gold Invest także nie była wprowadzona do systemu i działała w warunkach przypominających raj podatkowy przez 23 miesiące.
Teraz trwa wyjaśnianie, czy niewprowadzenie firm Marcina P. do systemu było błędem, czy celowym działaniem pracownika urzędu.
Choć zgodnie z obowiązującym prawem po przeniesieniu przez Marcina P. dokumentów Amber Gold do I Urzędu Skarbowego w Gdańsku w listopadzie 2009 roku, powinien on zostać zarejestrowany w systemie najpóźniej do marca 2010, przez 16 miesięcy jego działalność nie figurowała w systemie komputerowym urzędu skarbowego.
W wyniku kontroli ustalono też, że firma Amber Gold Invest także nie była wprowadzona do systemu i działała w warunkach przypominających raj podatkowy przez 23 miesiące.
Teraz trwa wyjaśnianie, czy niewprowadzenie firm Marcina P. do systemu było błędem, czy celowym działaniem pracownika urzędu.
Przecież urzędnicy odbija to sobie na piekarzu, co rozdawał za darmo
chleb. Odbiją to sobie na kobiecie z kiosku, co zrobiła kopie ksero A4 bez
paragonu fiskalnego. Strzeżcie się wszyscy przedsiębiorcy (szczególnie ci mali,
jednoosobowi) jak się spóźnicie z zapłatą podatku. Za miesiąc upomnienie, później
blokada konta, a jak nie pomoże to komornik. Żyjemy w końcu w państwie prawa.
Jednak nasz Amber Gold ma się dobrze. Nikt się nawet nie pyta skąd młody
chłopak miał pieniądze na drogie limuzyny, najdroższe lokale no i najważniejsze:
na założenie linii lotniczych. Nikt się nie pyta, NIKT. OLT po prostu pojawia
się, lata ze wszystkich lotnisk a w mediach jest ich pełno. Kto na to wyłożył,
kto prał (?) pieniądze, kto załatwił ślepotę urzędników skarbowych i służb
bezpieczeństwa? Jedynie KNF cos tam napomykał ale było to takie cichutkie, ze
premier myślał, ze to może jakaś mucha lata koło Stadionu Narodowego.
I nagle coś się dzieje. Misterny układ wali się w przeciągu
miesiąca. Mimo obietnic, konferencji prasowych samoloty nagle przestają latać a
ludzie nie dostają swoich pieniędzy. Straty liczone są w setkach milionów złotych.
Jak jest już tak głośno, ze pękają bębenki w uszach nagle nasze dzielne służby
CBA, CBS, ABW, prokuratura, skarbówka dobierają się do pana Plichty. W takim
starciu młody człowiek nie ma żadnych szans. Czyżby już zrobił swoje, przestał
być potrzebny, pieniądze zostały uprane? Premier nagle z właściwym sobie
uśmiechem odcina się od syna („to jest dorosły facet”), Plichta ląduje w
areszcie, jego żona tez nie ma lekko. Pracowników OLT dotyka ostracyzm
korporacyjny, są praktycznie bez szans na prace w LOT lub podobnych firmach. Majątek
Amber jest licytowany. Komornicy, syndycy i inni likwidatorzy oraz wszelkie sępy
już się szykują na wielkie przejęcie. Tylko zwykli ludzie cierpią i media
powoli przygotowują ich, że pieniędzy raczej nie odzyskają. Sprawa powoli
przycicha pojawiają się znacznie ważniejsze tematy: co z matką Madzi i czy
Grodzka powinna być wicemarszałkiem sejmu? Generalnie piękna akcja, służby się spisały,
premier był czujny a urzędy swoje odbiorą. W zasadzie modelowa akcja. Tylko
dlaczego oprócz Plichty nikt nie został ukarany? Dlaczego naczelnik Urzędu
Skarbowego nie poniósł zadanej odpowiedzialności? To samo zwierzchnicy służb
wszelakich. Nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności. Żadnej!
Nie mija parę miesięcy. Nasza duma narodowa LOT kupuje dwa
Dreamlinery. Amerykańskie. Piękne. Marzenie. Jako pierwsi w Europie. Radość nie
trwa długo. Ciągłe awarie uziemiają nasze maszyny. Złośliwi mówią, ze po to, aby
więcej ludzi mogło je zwiedzić na lotnisku. Lecz nie o to chodzi. Zakupowi towarzyszyła
prasa, telewizja, ważne osobistości. Słowem show jakich mało. PR na miarę
Zielonej Wyspy. Jednak krótko potem wybuchła bomba. LOT bankrutem. Wyciąga do państwa
rękę po dotacje, bagatela, MILIARD złotych. Na początek! Co się okazuje? LOT od
czterech lat bankrutuje, przynosi straty. Kilkaset (100-200?) milionów złotych
rocznie! Spółka Skarbu Państwa od kilku lat topi, marnuje, wyrzuca w błoto
NASZE pieniądze. Na kwoty, przy których Amber Gold to pikuś. Maluteńki pikuś.
Żeby przetrwać LOT prosi rząd o miliard złotych. W zasadzie jest to ukryte ultimatum „Musicie dać, bo padniemy”.
Pytanie skąd rząd
ma wysupłać miliard złotych? Oczywiście z podatków, czyli naszych, moich i
Twoich pieniędzy. Ktoś wyliczył, ze na podatnika to wyjdzie średnio 3000 złotych.
I tu wychodzi cały absurd oraz fałsz tej sytuacji. Czy chcesz podatniku dać
swoje pieniądze na firmę bankruta? Możesz nie chcieć, lecz jeśli rząd da to i tak
jakby wyjął Ci z kieszeni 3000 złotych. Spytasz: jak to wyjął? Oczywiście masz racje,
bo fizycznie nikt Ci reki do kieszeni nie włożył ani nie uszczuplił konta.
Jednak ten miliard mógł pójść na szkoły, drogi albo na łatanie dziury
budżetowej, która to właśnie łata nasz rząd podnosząc podatki.
Pytanie co robiły służby specjalne jak w LOT-cie co roku znikały
setki milionów już nie do odzyskania? Przy Amber Gold nie minęły dwa miesiące i
już firmy nie ma.
Pytanie gdzie był premier i minister skarbu? Przecież LOT to
w zasadzie „ich” firma.
Pytanie za co cały zarząd i rada pobierali wynagrodzenie po
kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie? Pieniądze szły z naszych podatków
dla tego grona wzajemnej adoracji a ich obowiązkiem było takie zarządzanie spółka
by przynosiła zysk.
Pytanie dlaczego nikt z zarządu LOT nie wylądował w areszcie
tak jak Plichta? Przecież skala defraudacji była znacznie większa i dotyczyła
wszystkich podatników.
Pytanie dlaczego rząd się zgodził wesprzeć czyli dać takie
ogromne pieniądze dla LOT? Odpowiedz oczywista – ratujemy setki, jeśli nie
tysiące miejsc pracy. Jednak zastanówmy się trochę i wyobraźmy sobie pewna
rzecz. Otóż pani Krysia prowadząca osiedlowy spożywczak, w którym pracuje pięć osób
ledwo wiąże koniec z końcem. Wiadomo, ciężkie czasy. Od jakiegoś czasu jest pod
kreską. Postanawia wiec pójść do pana premiera by dał jej dwieście tysięcy złotych
na przetrwanie. W końcu LOT dostał. Czy premier jej da? Śmiem wątpić. W końcu
nie można porównywać LOTu i spożywczaka pani Krysi. Tu pięć osób, a tam dwa tysiące.
Pani Krysi nie pozostaje nic innego jak żebrać w bankach o kolejny kredyt,
który może dostanie.
Jest tu jednak pewna rzecz, na która warto zwrócić uwagę.
Takich spożywczaków jak pani Krysi zamknęło się w 2012 roku ponad cztery tysiące.
Nawet jeśli pracowało w każdym piec osób to mówimy o utracie pracy przez 20,000
osób. To znacznie więcej niż zatrudnia LOT. I nawet jeśli każdy z tych
sklepików dostałby w prezencie od premiera po dwieście tysięcy złotych to i tak
by wyszło osiemset milionów, czyli mniej niż dostał sam LOT.
Jedyna wspólna rzecz jaka łączy dwie opisane tutaj firmy to
litery w ich nazwach. Reszta to dwa światy. Do którego trzeba należeć by żyło
się lepiej?
„Money talks and bullshit walks” jak mawiał Danny de Vito do
swojego brata bliźniaka Arnolda. Coś w tym jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz